Nie odpuszczą. Zawsze będą chcieli nas szpiegować. I zawsze znajdą na to sposoby. Bronisz małego kawałka swej prywatności, ale płacisz za to sporą cenę. Przychodzi moment, gdy mówisz sobie: “Diabli tam”. Ty odpuszczasz. Oni nie.
Tym razem podpadł mi Twitter. Mam tam “konto”, zatem Twitter wie o mnie to i owo. Przechowuje moje dane, które podałem przy rejestracji, maila, login, hasło, oraz oczywiście wszystkie moje twity. Wszystko to tam, na serwerze Twittera.
Niedawno Twitter po raz kolejny “udoskonalił” interfejs użytkownika. Owszem, pojawiło się kilka nowych funkcji, ale przy okazji parę innych zniknęło. Kiedyś mogłeś zażądać osobnych list wzmianek o Tobie w cudzych twitach, retwitów Twoich tekstów, najnowszych followersów itd. Teraz wszystko to tkwi w jednym worku pod hasłem “Activity” (wolę nie sprawdzać, jak to spolszczyli). Na dodatek Twitter chwali się nowym dokonaniem i każdego, kto mógł tego jeszcze nie zauważyć, informuje zaraz po zalogowaniu w specjalnym dymku.
Nie, nie po każdym zalogowaniu. Twitter łaskawie odnotowuje, kto już zapoznał się z sensacyjną treścią czarnego dymka i więcej mu kitu nie wciska.Tyle, że informację o tym postanowił przechowywać nie u siebie, na swoim serwerze, lecz w cookie – malutkim pliku na Twoim dysku. Ciasteczko to zawiera sporo innych informacji, m. in. o dacie poprzedniego logowania, co ułatwia odfiltrowanie treści nowej od starej itp. Jeśli jednak ciasteczko skasujesz, wszystkie te informacje szlag trafia i Twitter jest jak nowo narodzony.
Otóż ja cookiesy kasuję. Muszę je akceptować, by w ogóle logować się gdziekolwiek, choćby na bloga. Ale kasuję je automatycznie przy zamykaniu przeglądarki. Dzięki temu takie na przykład gugle nie dowiedzą się, gdzie i kiedy się logowałem, jakie odwiedzałem strony w ostatnich tygodniach. Dzięki temu fejsbuk wie o mnie dokładnie tyle, ile gotów jestem mu powiedzieć – i ani grama więcej.
Twitter postanowił mnie ukarać za ten skandaliczny obyczaj. Przy każdym zalogowaniu, nie znajdując w moim kompie swojego ciasteczka, uznaje mnie za godnego zawiadomienia o nowym, wspaniałym wynalazku w interfejsie. Jak widać, dymek doskonale zasłania najświeższy twit. Muszę za każdym razem ręcznie trafić myszą w maleńki krzyżyk, by dymek zamknąć i dowiedzieć się, jak dzisiaj, co też Mikołaj Wójcik z “Faktu” myśli o karnym dla Wisły we Wrocławiu. Szlag by was trafił, łaskawcy. Może dożyję dnia, gdy takie rzeczy będą prawnie zabronione.
Jak klikniesz @kmleski to widzisz co o Tobie pisali. Kiedyś to było “mentions” a teraz @kmleski.
Było osobno “mentions”, “retweets”, “followed you”. Nie ma.
Krzysztof, nie zachowuj się jak Dziewica Nowoorleańska. Numer z cookies znasz mniej więcej tak samo długo, jak ja, więc nie obrażaj się na rzeczywistość. Ten fragment nie zmienił się przez ostatnie 15 lat, albo i więcej.
Chcą coraz więcej.
Nieprawda – tyle samo tylko Ty nie zdawałeś sobie sprawy ztego, ile mogą 🙂
Oni sobie wtedy też nie zdawali.
“Może dożyję dnia, gdy takie rzeczy będą prawnie zabronione.”
Serio tego chcesz?
Nie wiem, ale nieźle brzmi 🙂
@Krzysztof Leski/ Nieźle brzmi
tutaj:
http://youtu.be/_-TQFwPP9dI
pozdrawiam
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=Z7iRBhwizKI
ja slucham tego, to jeden z utworow do ktorych mam pewnie najwiekszy sentyment. Moze dziwic, ale tak wlasnie jest.
Pozdrawiam
Nie lepiej to załatwić we własnym zakresie?
http://juljas.net/s24/tools/twit_shit.user.js
Kolejny skrypt…? 😉
Z czasem każda strona się (u mnie) dorobi swojego… 😉
Jest taki add-on do firefoksa który pozwala zdefiniować które cookiesy mają być kasowane a które nie. Wtedy wystarczy twittera wrzucić do allowed i po problemie. Niestety nie pomnę nazwy add-ona, cookie cośtam (oczywiście).
Trochę tego jest. Nigdy nie używałem, ale ten wydaje się interesujący:
selectivecookiedelete
No ja właśnie też któregoś używałem ale potem komp mi “zeszedł” i za cholerę teraz nie pamiętam który to był 😀
Może jestem naiwny, ale nie bardzo rozumiem w czym problem. Odwiedzasz jakieś strony, które chciałbyś zachować w tajemnicy? To masz w firefoxie private browsing. A kasowanie cookies po to żeby musieć się od nowa logować na każdym serwisie? I ty się skarżysz na jedno dodatkowe kliknięcie na twiterze?
A zresztą nie wiem, ja jestem małym żuczkiem, może rzeczywiście ludzie znani i sławni mają jakieś powody których ja nie jestem świadom.
Po prostu nie chcę, by np. fejsbuk mogł sobie przeskanować moje cookies i dowiedzieć się, co robię, gdzie bywam w necie. Nie pomoże ti ani selective delete, ani private browsing, w którym to trybie raczej się nigdzie nie zaloguję.
“private browsing, w którym to trybie raczej się nigdzie nie zaloguję.”
Tak mnie tym zdziwiłeś, że aż sprawdziłem. Da się. Zalogowałem się na gugla i wordpressa i nawet ten komentarz piszę zalogowany w tym trybie.
“nie chcę, by np. fejsbuk mogł sobie przeskanować moje cookies i dowiedzieć się, co robię, gdzie bywam w necie”
No ale właśnie, dlaczego? Moim zdaniem to raczej ułatwia niż utrudnia życie.
Wiem, że to stare, ale mogę się powstrzymać:
http://binarymind.pl/gallery/cache/209__360x480_delete_cookies.jpg
Kwestia smaku. Niech się postarają bardziej, ja im nie będę dostarczał danych do bazy na sprzedaż.
Ja do tego podchodzę w ten sposób: do moich danych to oni wcześniej czy później jakoś i tak się dobiorą, więc wolę im je dać sam i przynajmniej dostać coś w zamian, tj. wygodę guglowania chociażby.
Prywatny brłzing działa tak, że po zamknięciu przeglądarki wszystkie dane o sesji (z wyjątkiem pobranych plików) są usuwane. Nie jestem pewien, czy ciasteczka nie siedzą sobie tylko w pamięci. Ja fejsbuka otwieram wyłącznie w osobnej sesji Prywatnego brołzingu…