Przy okazji poprzednich wyborów parlamentarnych stworzyłem jednostkę miary służącą do weryfikacji zasady równości wyborów. Zasada ta oznacza, że każdy wyborca dysponuje głosem o jednakowej sile, czyli ma taki sam wpływ na skład parlamentu. Geografia okręgów wyborczych wymusza oczywiście odstępstwa od tej zasady, ale w Polsce idą one zbyt daleko.
Mierzę to przy pomocy MPN , Miały to być miliony poselskich neuronów przypadające na statystycznego wyborcę – przy założeniu, że przeciętny poseł, jak przeciętny homo sapiens, posiada owych neuronów około 100 miliardów. Już u zarania rachunków rypnąłem się wtedy o, drobiazg, dwa rzędy wielkości i w efekcie MPN oznacza nie milion, lecz 10 tysięcy neuronów. Co wszakże dla istoty rzeczy znaczenia żadnego nie ma, więc niech już pozostanie, jak jest…
W 2007 statystyczny uprawniony do głosowania Polak wybierał 150 MPN. Najwięcej w okręgu tarnowskim – 1.66 MPN; w Warszawie, gdy uwzględnić zarejestrowanych zamierzających głosować poza Polską – zaledwie połowę tego, co w Tarnowie. Gdyby zaś w Warszawie doliczyć szacowaną liczbę tych, którzy mogliby się zarejestrować i głosować poza krajem – siła głosu mieszkańca stolicy okazałaby się zapewne dziesięciokrotnie niższa niż średnia krajowa.
Wiosenna nowelizacja liczby mandatów w kilku okręgach, w tym w okręgu Warszawa I, nieco zniwelowała te dysproporcje. Stają się one jednak znów dość drastyczne, gdy wziąć pod uwagę frekwencję, już tradycyjnie dużo wyższą w niektórych wielkich miastach. Nie twierdzę, że znam dobry sposób, w jaki ustawodawca mógłby ten problem rozwiązać w ordynacji – sposób wmontowany w zasady wyboru europosłów w Polsce jest dyskusyjny. Ale będę o tym pisać, bo nie jest to zjawisko, które można lekceważyć.
Tym razem więc obliczam, ile MPN wybrał przeciętny głosujący w poszczególnych okręgach. Przeciętna krajowa, przy przeciętnej jak na Polskę frekwencji, wyniosła 320 MPN. Odwrotność tej wartości oznacza z kolei, że średnio na jednego wybranego posła przypadło 31 238 głosów ważnych.
Pomimo zwiększenia o 1 liczby mandatów w okręgu Warszawa I (miejskim) dyskryminacja tego okręgu jest wciąż szalenie jaskrawa zwłaszcza po uwzględnieniu frekwencji. W tym roku statystyczny głosujący warszawiak, a także rodak za granicą, wybierał zaledwie 197 MPN. To ponad dwukrotnie mniej niż w okręgach na drugim końcu tabeli i o prawie 40% mniej od średniej krajowej.
Kolejne miejsca wśród upośledzonych zajmują: Poznań – 250 MPN, Warszawa II (obwarzanek) – 267, Kraków i Łódź po 276, Wrocław 282, Bielsko-Biała i Gdańsk po 289, Katowice 298. W przedziale od 300 do 362, zatem w miarę blisko średniej krajowej, mieszczą się 24 okręgi.
Najbardziej uprzywilejowany był w tym roku wyborca w okręgu elbląskim – 409 MPN. Za nim sąsiad z Olsztyna – 385 MPN, potem Chełm 377, Opole 375, Koszalin 372, Kielce i Toruń po 370, Krosno 369. Wybory są równe.
Co tam JOWy.
Trzeba zrobić Milionneuronowe Okręgi Wyborcze, ot co.
A potem zsumować 😛
Niechby miliardowe.
Ja tam jestem za zmniejszeniem parlamentu.
Ale wtedy dopiero zagadnienie biernych praw wyborczych byłych prokuratorów nabrałoby głębi.
Ale przede wszystkim byłby znacznie większy problem z równością.
Nie wiem czy te wyliczenia mają sens, bo czy w równości wyborów chodzi o równość wybierających, czy potencjalnie wybierających?
No i raczej nie bardzo można sobie pozwolić na “równanie” wyborów na podstawie prognozowanej frekwencji więc obawiam się, że branie jej pod uwagę nie wchodzi w rachubę. Może jeszcze jakoś dałoby się brać pod uwagę tych co “nie-incydentalnie” głosują gdzie indziej niż mieszkają (co oczywiście przekłada się na frekwencję) ale to chyba tyle.
Oczywiście zasada konstytucyjna dotyczy formalnie tego, na co ustawodawca ma wpływ, a zatem liczby uprawnionych na mandat. Aczkolwiek zauważ, że ordynacja europejska promuje frekwencję.
Czy w obliczeniach są uwzględniane ewentualne różnice w liczbie neuronów u poszczególnych posłów? Jeżeli nie – to po co w ogóle tam neurony pchać w jednostkę? 🙂
Tak to wymyśliłem cztery lata temu i tak już zostanie 🙂
Pomysł jest niezły, ale warto by było go uzupełnić o oszacowanie “jakości” posła.
Na oko widać, że inną liczbę neuronów ma nie wiem … Palikot, a inną jego słynny kandydat.
Lub, jeżeli patrzeć tylko na wybranych, to Giertych a Orzechowski z przedpoprzedniego rozdania.
A w jakim okregu startowal J. Oleksy? Ma podobno legendarna glowe. Az sie prosi o korekte.
A w ogóle startował? Chyba nie…
Józef nie startował, Napieralski chciał go zrzucić na spadochronie na Nowy Sącz i Józef odmówił. A wiecie, że Józef jest wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej J.W. Construction Holding S.A. – (Józef Wojciechowski, właściciel Polonii Warszawa)?
No wlasnie:)
Z taka, ze sie tak wyraze chumura elektronowa, bylby niczym supernowa zakrzywiajaca czasoprzestrzen.
Widzę dwa rozwiązania
1. Jeden kraj, jeden okręg. Czyli lista krajowa. Jest równość i premia za frekwencję. I nie ma takich paradoksów, że partia może przekroczyć próg 5% i nie mieć żadnego mandatu…
2. Okręgi nie mają określonej liczby mandatów; tę przydziela się po ustaleniu wyników głosowania, w zależności od frekwencji (tak jest chyba do EP, nie?)
Tak zgrubsza jest do PE.
Jeden kraj – jeden okręg. To sprowadza się do głosowania na listy wogóle bez umieszczania na nich kandydatów…proste i tanie ale skutki byłby opłakane.
Pewnie zaraz mnie ktoś zakrzyczy ale najbardizej sprawiedliwe sa jednak JOWy 🙂 Przy założeniu, że każdy mandat przypada mniej więcej na taką samą liczbę uprawnionych wyborców.
To trywiał, ale powtórzę: każdy system ma zalety i wady. Ponadto każdy ma to do siebie, że inaczej działa w układzie jednego lidera, inaczej w duopolu (jak w Polsce dzisiaj), inaczej jeszcze na scenie zrównoważonej.
jest jeszcze jedno rozwiązanie: jeden kraj – jedna lista. wbrew pozorom coraz bardziej realne. w wersji ekstremalnej “głosowanie na pesel”.