Zakłady pracy. Pojęcie z PRL uparcie forsowane także po 1989 przez Michała Broniatowskiego z Reutera w odniesieniu do naszych redakcji.
Miałem tych zakładów pracy bez liku, choc umowy o pracę policzyć mogę na palcach jednej ręki i coś jeszcze zostanie. Bezapelacyjne top 5:
- Tygodnik Mazowsze
- BBC Polska
- The Daily Telegraph
- Agencja “Solidarność”
- Radio Flash
W dwóch pierwszych spędziłem po 7 lat. W tym drugim – na etacie, co sprawia, że mam wciąż nadzieję na szczątkową wprawdzie, ale przecież niezerową emeryturę. Poza tym umowę o pracę miałem przez circa półtora roku w “Gazecie Wyborczej”, z którą rozstałem się w okolicznościach tak nieprzyjemnych, że choć pierwsze miesiące wspominam jako cudowne doświadczenie, w ogólnej klasyfikacji GW jest daleko.
W DT z kolei byłem tylko współpracownikiem, formalnie stringerem, a nie korespondentem, ale przez circa 15 lat dostarczałem im wieści z Warszawy, a serdeczność ludzi z Foreign Desk sprawia, że nigdy tego nie zapomnę. Trochę podobnie z Radiem Flash: czułem się traktowany jak członek rodziny, a gdy po zakończeniu współpracy przyjechałem do Katowic, by dokonać końcowych rozliczeń, zostałem przyjęty po królewsku.
W BBC bywało różnie, ale firma była solidnie zarządzana przez Roberta Kozaka i z niejakim zdziwieniem odkryłem, że mogę się wciąż sporo nauczyć, choć zdawało mi się, że byłem dziennikarzem już kompletnym. Wysoko cenię życzliwość i cierpliwość kumplostwa obu płci z BBC, gdyż często z konieczności zjawiałem się w pracy z dziećmi. Mysz lubiła być w centrum uwagi, Młody zazwyczaj siadał na wolnym stanowisku i stukał w klawisze lub udawał, że montuje dźwieki 🙂
Wiele lat byłem freelancerem, a liczba redakcji, z którymi współpracowałem dłużej lub krócej, na pewno przekracza 50. Wliczam w to zarówno TVP, dla której robiłem to i owo od 1989 po 2009 bodajże, jak i krajowe lub zagraniczne gazety i periodyki, dla których napisałem choć jeden tekst.
To teraz dopiero kumam, o co chodzilo w podawaniu sredniego spalania w Xantii na trasie Kato-Wawa…. 🙂
dobry temat, a circa, to jedno z moich ulubionych słów skrótu, którego to słowa, użyłem tu: https://leskipedia.xyz/minela-wlasnie/#comment-12615 i tu się rodzi pytanie, parafrazując – dlaczego, chciało się panu użyć tego słowa właśnie wtedy kiedy i chciało się i mi?
pracowałem, kiedyś tam, na stanowisku ładowacza pieców, w których wytapialiśmy żeliwo. to żeliwo w zależności od celu miało różne właściwości i służyło nam do odlewania we wcześnie przygotowanych formach … rożnych różności:) właściwie, to ładowała halinka, operatorka suwnicy, ja tylko przygotowywałem jej wsad, który ona umieszczała w piecach. taki wsad składał z tego, co nam w procesie odlewania nie wyszło, odpadów technologicznych, złomu stalowego i innych dodatków – określmy ich mianem – uszlachetniających. wszystkie te składniki trzeba było załadować do pieców w odpowiednich proporcjach i to właśnie było moim zadaniem. to była ciężka fizyczna robota, do tego niebezpieczna, bo halinka potrafiła dorzucić do ognia. oczy trzeba było mieć dookoła głowy a najlepiej na jej czubku, by móc obserwować, czy nam coś czasem na nią nie leci. no i trzeba było mieć wyczucie, co do wagi ładowanych składników. większość z nich dozowałem na oko, i tylko niektóre trzeba było dokładnie zważyć, choć z czasem wagi już nie potrzebowałem. wszystko zaś odbywało się pod kontrolą zakładowego laboratorium; robiliśmy czasem bardzo precyzyjne atomowe mieszanki.
gdy postanowiłem nie przedłużać umowy, pan kierownik, mentor odlewnictwa, który też nieźle grał w karty, namawiał mnie bym został … emerytury z tej pracy miał nie będę. firmy dawno już nie ma. poczyniłem kiedyś pewne kroki w celu otrzymania dokumentów potwierdzających moje w firmie zatrudnienie i może kiedyś te moje poczynania opiszę. teraz jednak, aż tak odważny nie jestem, by wspomnieć o tym choćby i pół słowem, choć i tak już sporo napisałem i kto wie, co tam kiedyś będzie więc wszystko jeszcze jest możliwe.
w następnej zaś firmie był magazynier – cholera, który robił wszystkim pod górę. … pobieram materiał z magazynu. ma być 700 gram, biorę w rękę – nie ma, mówię. pan magazynier, tu: nie cytuje. brakowało 40 gram. jak odchodziłem, pani kadrowa była w szoku – pracy nie ma a tu taka dobra robota i w ogóle. no, ale nie miałem wtedy na to zajęcie czasu …
co wspominam najmilej? chyba pracę, w której byłem brytyjczykiem. trwało to tylko trzy tygodnie ale jazda była aż miło. a jakie tam było wino … w tym, co wtedy robiłem, byłem najlepszy – nikt mi nie podskoczył. byłem obiektem zawiści mężczyzn. wynagradzały mi to jednak kobiety, które bardzo mnie wtedy lubiły:) machnąłem też ręką na brytyjską emeryturę;)
zakłady pracy i prace miałem różne a i przygód wiele jak zresztą każdy, teraz jednak osiadłem i jeśli podwyżka płacy minimalnej mnie nie wykurzy, to nigdzie się z tego miejsca gdzie jestem sam nie ruszę – nie ma głupich:)