Łukasz Warzecha wielokrotnie zarzuca mi, żem “szczególant”. Nie znam takiego słowa, ani jako rzeczownik, ani przymiotnik, ani przysłówek. Kontekst,w jakim Warzecha sytuuje ów zarzut, pozwala się jednak domyślać, o co chodzi. “Szczególanckie” są bowiem np. moje dane o cenach biletów w różnych miastach w Polsce, zaś wg Warzechy to nieważne, jakie są, ważne, z czego wynikają (“z błędnej polityki” HGW). Szczególanckie są w ogóle wszelkie rozważania o konkretach, gdy przecież “cały dom się pali”.
Zgodnie z zasadą MIOK Warzecha nie przyjmuje do wiadomości, że można uważać, iż jeszcze się nie pali. Ale gdyby się nawet paliło, to nie powód, by nie szukać i nie analizować przyczyn pożaru. Nawet też gdy się pali, ludzie muszą jeść, przemieszczać się, ba, wciąż mają prawo do życia prywatnego i rozrywki.
Zarzut Warzechy podchwyciło wielu komentatorów, w tym ku mej rozpaczy, Janka Jankowska. Otóż jeśli “ginie w szczegółach” ten, kto trzyma się faktów; kto w dyskusji daje im priorytet przed opiniami, emocjami i zwłaszcza inwektywami; kto wreszcie woli pisać o konkretach, a diagnozę ogólnego stanu państwa daje raz na rok zamiast powtarzać ją co kwadrans — jeśli tak, to jestem szczególantem i z dumą nim pozostanę. Na blogu i nawet gdybym miał wrócić do dziennikarstwa.
Tu wyjaśniam, dlaczego ta seria postów powstaje i powstać musi.
Taka postawa mi zawsze przypomina opowiadanko Sawaszkiewicza z tomu Tatko i Ja: Hasełko.
Jak będę miał chwilę to je wklepię…
Zarzut “szczególanctwa” to najciekawszy fragment tekstu redaktora Warzechy. Dla mnie – zresztą jedyny interesujący.
Autor stwierdza tu bez ogródek, że w sytuacjach nadzwyczajnych powinnością dziennikarza staje się propaganda, a zajmowanie się faktografią jest w takich okolicznościach szkodliwe. Nie wchodząc już w rozważania o słuszności takiego poglądu w ogólności (o czym pan wspomina), wypada przyjąć, że redaktor W. uważa iż takie nadzwyczajne warunki obecnie zachodzą, zarówno w skali kraju, jak i w samorządzie warszawskim. A to daje mu pełne prawo do przedstawiania faktów i wybranych przez siebie osób w fałszywym świetle. Nie mogą więc dziwić i bulwersować insynuacje, ani lekceważenie dla faktów, czy też wszelkie niespójności w treściach prezentowanych u osoby wypełniającej taką misję. W sumie rzadki w naszych czasach przykład otwartego przyznania się do uprawiania propagandy. Bezcenne?
P.S. A czy ja też mógłbym przedrukować w S24 pańskie notki? Czy może wystarczy, jak odpowiednio zlinkuję Eumenesa?
Każdy może cytować, także w całości, linkując.
Warzecha wprost pisze, że jeśli fakty nie pasują do jego teorii, to tym gorzej dla faktów. Nie wiem jak mógł nie zauważyć, że zwyczajnie ośmieszył się swoim postem.
Swoją drogą, widzę, że w oczach wielu użytkowników s24 Fakt stał się niezwykle rzetelnym pismem. Czyżby dlatego, że na ślepo walą w obóz rządzący?
W Vabanku padało podobne określenie w odniesieniu do komisarza Przygody.
A tak w ogóle, panie Krzysztofie, wyrazy wsparcia. Niezależnie od tego, że się z Panem nie zgadzam w sprawie janosikowego i paru innych, świat byłby lepszy, gdyby to Pana można było przeczytać w opiniotwórczych mediach (aż żal, że opiniotwórczym medium dziś jest “Fakt”), a nie np. Warzechę.
W Vabanku. O to to.!
Jacek Sawaszkiewicz Tatko i Ja
Hasełko
W piątek, przed wolną sobotą, tato zredagował następujące ogłoszenie:
“W związku z roztopami i zalaniem piwnic zachęca się wszystkich lokatorów budynku do walki ze skutkami ataku wiosny. Zbiórka jutro o godzinie 10-tej na podwórzu, z własnym sprzętem przeciwpowodziowym”.
Potem kazał mi przepisać to na czysto i poszliśmy z kartką do pana gospodarza domu, żeby uzyskać zgodę na przyklejenie jej do bramy.
Pan gospodarz przeczytał tekst kilkakrotnie. Następnie rozparł się w fotelu i zabębnił palcami po blacie biurka.
– Treść niby słuszna – powiedział. – Ale za bardzo rozwlekła. Chcecie ludzi zmobilizować czy uśpić?
Tato przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę.
– No, tego… – rzekł. – Oczywiście zmolibi… zmobizi…
– Chcemy osuszyć piwnicę. – wtrąciłem.
Gospodarz domu kiwnął głową z godnością.
– Pochwalam – powiedział. – Ale nie formę. To zdanie o zbiórce tylko ludzi zniechęci.
– Jestem gotów z tego zdania zrezygnować – przystał z ochotą ojciec.
Pan gospodarz ponownie przeczytał treść kartki.
– Jeżeli zachęcacie do walki ze skutkami wiosny – zauważył – to wiadomo, że chodzi o roztopy, a nie o pączki na drzewach. Ten wstęp jest zbyteczny.
– Ze wstępu też jestem gotów zrezygnować – zgodził się tato skwapliwie. – Niech zostanie tylko: “Zachęca się lokatorów do walki ze skutkami ataku wiosny”.
Gospodarz domu zmarszczył czoło od myślenia.
– Hasło powinno być zwięzłe – oświadczył po długiej chwili. – Powinno działać jak smagnięcie batem. A co byście powiedzieli na takie hasełko:”Precz z wiosną!”?
Ojciec aż zatarł ręce.
– Doskonałe! – zawołał. Naprawdę pierwszorzędne. I zwięzłe jednoznaczne, i wiadomo, czego się trzymać…
Pan gospodarz uciszył tatę gestem.
– No więc bierzcie się do dzieła – zarządził. Napiszcie to na jakimś transparenciku, a transparencik przymocujcie do drzewek na podwórzu. Powodzenia.
Niezwłocznie wróciliśmy do mieszkania, żeby jak najszybciej wykonać robotę. Ojciec z rozpędu przygotował identyczne napisy na okoliczność ataku zimy, jesieni i lata.
Teraz żadna pora roku nas nie zaskoczy.
To powyżej to obiecane opowiadanko Sawaszkiewicza, miłej zabawy.
Polecam inne opowiadania z tej serii to prawdziwe perełki, część jest nawet dostępna w sieci ale warto kupić książki, choćby na allegro.
Widzę, że nikt nie docenia Sawaszkiewicza :-/
Docenia, docenia. Brak komentarzy nie oznacza braku satysfakcji czytelnika.
W sieci można znaleźć sporo ale z innych tomów, tego musiałem wklepać 😉