Francuzi poszli coś zjeść na mieście. Ciekawe, czy znajdą, bo fastfoody odrzucają, a to dość specjalny dzień. Jakoś wątpię w szansę znalezienia knajpy, która byłaby otwarta i w której nie ma balu. Wraz z Chinkami czekamy na sygnał, że jednak zjedli i możemy się spotkać w centrum. A tymczasem nasłuchuję i obserwuję z balkonu.
Kanonada narasta. To lekko licząc sto petard na minutę, chociaż Nowy Rok dopiero przed kwadransem zawitał do Moskwy, a białoruski Mińsk jeszcze się szykuje. Na tych kilku kilometrach kwadratowych, które mam w zasięgu słuchu i wzroku, przez ostatnie dwie godziny poszło z dymem jakieś dwieście tysięcy złotych. Równowartość naprawdę niezłej bryki.
ja obserwuje , podobnie jak w roku ubiegłym, mniejszą liczbę fajerwerków… Chyba jednak kryzys…
A jak koty dają radę? Moje niestety ciężko przeżyły kanonadę 🙁 Sąsiedzi dali czadu w tym roku…
Kryzys? Przecież w 2012 ma nastąpić koniec świata (zaraz po Euro) więc trzeba poszaleć ten ostatni raz…
Wszystkiego w Nowym!