Milczałem dwa miesiące. Bywa. Nie obudziły mnie nawet wybory. Olałem je, bo ciężko wkurzyłem się w przedwyborczą sobotę obejrzawszy pewien kretyński spocik w tv. Od pięciu dni z mściwą satysfakcją, w milczeniu, przyglądałem się lawinie kretynizmu, zalewającej media.
Dziś w końcu skrobnę ze sto słów. Po pierwsze: mam gdzieś Brauna i Stankiewicz, ale dziennikarze i fotoreporterzy zatrzymani w PKW muszą być natychmiast zwolnieni i przeproszeni. Ta teza nie wymaga uzasadnienia.
Po drugie: mieliśmy kupę szczęścia. To, że system komputerowy PKW padł, to cudowne, błogosławione zrządzenie losu. Tę tezę uzasadnię.
Najpierw powtórzę to, co głoszę od lat i czego nikt nie przyjmuje do wiadomości: w wyborach samorządowych PKW nie ma prawie nic do roboty. Głosy, jak zawsze, liczą komisje obwodowe. Ręcznie, bo Sejm nie zezwolił, by było inaczej. Protokoły są sumowane na szczeblach rejonu, okręgu, gminy (miasta), powiatu, województwa. Trzy ostatnie szczeble ogłaszają oficjalne wyniki. Koniec, kropka.
W żadnej z tych czynności PKW nie bierze udziału. Prawo jej tego zabrania. PKW może tylko udostępnić system wspomagający sumowanie protokołów (a nie: liczenie głosów). To próbowała zrobić. Z wiadomym skutkiem. Całe szczęście. Dzięki temu także sumowanie protokołów odbywa się ręcznie, za wyniki odpowiedzialność biorą członkowie odpowiednich komisji i nie mogą zasłonić się “błędem komputera”.
Dlatego jest szansa, że znacząca część Polaków uzna wybory za uczciwe. Gdyby system zadziałał, zarzutów fałszerstwa byłoby wielokrotnie więcej.
Dlatego jest szansa, że znacząca część Polaków uzna wybory za uczciwe – upiera sie pan byc ekstrawagancki.
Moje wyobrazenie: znaczna czesc Polakow ma to w dupie, znaczna czesci Polakow, sadzac po tym, co maja do powiedzenia w sieci, usatysfakcjonowana by byla zwyciestwem KPN Leszka Moczulskiego i przyjelaby je z dzika radoscia, ze juz byl w ogrodku, juz wital sie z gaska, a tu guzik.
Znaczna czesc Polakow pojdzie za znaczna czescia mainstreamu, ktory w takich razach stawia nieodmiennie na OFICJALIZM. OFICJALIZM ma w Polsce wage sumy wszystkich karier, ukladow i realnej siatki wladzy. To calkiem spora waga.
I znaczna czesc Polakow nie uzna wyborow za wiarygodne, choc nie wiem, co z tym poczuciem zrobi.
Panie Krzysztofie,
co należało zrobić z osobami, które odmówiły opuszczenia budynku, po wezwaniu policji? I czy postępowanie policji powinno być uzależnione od wykonywanego zawodu?
Policja powinna umieć odróżnić tych, którzy okupują, od tych, którzy fotografują. Za trudne?
Tylko panie Krzysztofie, tylko gdzieś na TT przeczytałem , że jeden z tych dziennikarzy, który był tam w pracy powiedział przed sądem, że nie miał zielonego pojęcia, że trwa tam manifestacja. Więc może rzeczywiście wypuścić i przeprosić… Ale po takim tłumaczeniu gdzie biedak znajdzie pracę…
Rozróżnienie nie jest za trudne, ale czy ci co fotografują mogą nie podporządkowywać się poleceniom policji? A jeśli mogą to dlaczego?
Następnym razem wszyscy będą tylko fotografować ze szczególnym uwzględnieniem Stankiewicz. Ta to nawet będzie filmować.
Może Pan przybliżyć jakież to prawo zwalnia fotografujących od podporządkowania się poleceniom policji?
Wszystko można sprowadzić do absurdu. Mogę pogodzić się z ich wyprowadzeniem. Za drzwiami powinni być zwolnieni. Kropka.
Ok, miejmy nadzieję, że sąd podejdzie do tego zdroworozsądkowo.
Oczywiście, i tak też zrobił.
Ale mam wrażenie że chyba Panowie mylicie dwa porządki, a ściślej służby.
Co powiecie na taka relację:
“Dwadzieścia lat temu znalazłem się w Paryżu w centrum zamieszek – zostałem dość brutalnie skrępowany przez żandarmów, wrzucony do więźniarki i przewieziony na punkt selekcji zatrzymanych (jakiś placyk, daszek rozstawiony nad paru stolikami, wszystko pod gołym niebem), staliśmy tam otoczeni kordonem, żadnej Francji-elegancji, sporo brutalności.
W kieszeni miałem kartę prasową znanego niemieckiego tygodnika, co wcale nie uchroniło mnie przed dość ostrym przesłuchaniem. Trwało to wszystko parę godzin, po wypuszczeniu skontaktowałem się z redakcją i z polskim konsulatem. W obu przypadkach powiedziano mi, że jakiekolwiek kroki prawne przeciw policji nie mają sensu. Niemcy pochwalili moją roztropność, że nie machałem kartą w czasie zatrzymywania – jest niepisana reguła, że reporterzy (ja takim nie byłem) pobierają od policjantów parę razy w skórę ekstra -“dla kurażu”, a policja tłumaczy to utrudnianiem interwencji, co jest zwyczajowo uznawane.
”
Znalazłem w psychiatryku24
http://newsroom.salon24.pl/619794,zatrzymanie-dziennikarzy-w-pkw-pawlicki-i-gzell-uniewinnieni
Może to nie jest najszczęśliwszy przykład ale policja nie może być paraliżowana ww czasie interwencji jak to ustawicznie ma u nas miejsce
poczynając prehistorycznie od blokowania dróg przez leperiadą aż po ostatnie pieszczoty z bandytami ulicznymi czy stadionowymi.
… a ściślej rzecz biorąc chodzi we wszystkich tych przypadkach o bandyckie watahy(czy też para-dziennikarskich hucpiarzy w rodzaju Wprostu). A Panowie oczkują jak widzę od policji w takich wypadkach bon ton savoir, vivre tudzież bułkę przez bibułkę.
Trochę rozczarowujące w odbiorze jest publiczne wyznanie, że powodem rezygnacji z udziału w wyborach może być coś tak banalnie małoważnego jak spocik.
Natomiast wydaje mi się, że optymistyczne poczucie radości, które odczytuję w ostatnim zdaniu komentarza, opiera się na wierze, iż uzasadniona dwa akapity wyżej teza jest powszechnie zrozumiała dla Polaków. W żadnym razie nie jest. Szczególnie poza czytelnikami tego bloga.
Był to wyjątkowo smutny spocik, przekreślający lata mojej pracy.
Panie Krzysztofie!
Jeśli wyniki rozjeżdżają się z sondarzami tak znacznie, to znaczy, że coś było nie bardzo. Jeśli jest to wynik premiujący jedną z partii rządzących pachnie już zupełnie źle.
To, że nie jest to wina PKW to już zupełnie inna sprawa.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski