Jechaliśmy dokądś Xantią. Był środek lata, rotmistrz Pilecki pozwalał na dość żwawą jazdę. Znów zeszło na rodzinną geografię. Podjąłem kolejna próbę przekonania dzieci, że u Mamusi na wsi też jest fajnie. I ładniej.
– Tam jest tyle zieleni – rzekłem. Jak się okazało, źle trafiłem, bo 5-letni wtedy Młody obruszył się.
– Tu też jest – i pokazał palcem na metrowej szerokości, oddzielający jezdnie pasek czegoś, co kolor miało żótawy, od ziemi odstawało na prawie centymetr i najpewniej peirwotnie było trawą.
Od owych czasów trochę się zmieniło. Zarządcy budynków na Kabatach stają na rzęsach, by nieliczne wolne metry kwadratowe upodobnić do ogrodów botanicznych. Parę dni temu cyknąłem parę zdjęć z balkonu. Podobają mi się. Czas je wrzucić, bo powoli się klimatycznie dezaktualizują.






Cisza, spokój, pustki na blogu. Idę zerknąć na jakiś kicz w tv.
No tam u Was od północy to nawet jakaś słynna inicjatywa obywatelska była. Jakiś park oddolny, samowolne nasadzenia itd. nie?
To na drugim końcu budynku, 200 metrów stąd za zakrętem, z balkonu nie widzę.
Piekne ogrodzenie.
A jak pięknie sfotografowane…
No kicz jak się patrzy, bez dwóch zdań. Nieostre, kadr byle jaki.
🙂
Niewdzięcznik 😉