Gizmo odszedł. W sposób chyba bliski najlepszemu z możliwych, bez dłuższych cierpień. Po cichu.
Był zadziorny, charakterny, ale wierny i przywiązany. Z rudymi walczył o dominację i o najlepsze miejsce na mnie, gdy spałem. Do obcych podchodził z dystansem.
Od dwóch lat gwałtownie chudł i było jasne, że nie jest z nim dobrze. Ale wciąż miał dobry apetyt, chętnie mruczał i wyglądął na szczęśliwego kota. Jeszcze w zeszłym tygodniu.
W niedzielę usłyszałem, jak jęknął. Uświadomiłem sobie, że mniej go widuję, że często zaszywa się gdzieś sam, a przytula się tylko, gdy śpię.
Przedwczoraj dwukrotnie przejmująco zapłakał. Chodził z trudem, przytulany nie umiał już zdobyć się na mruczenie. Wczoraj znów dwa razy płakał, a potem zaszył się gdzieś głęboko.
W nocy znalazłem go w najdalszym zakątku szafy. Wyglądał, jakby śmierć zastała go, gdy się po raz ostatni przeciągał.
Miał 18 lat, to był już jego czas. Chyba nie cierpiał zanadto, a na pewno krótko. Był przyjacielem. Zapamiętam go takim, jak na tym zdjęciu.
Ile by kot, pies nie miał lat – jego odejście boli
“…i o najlepsze miejsce na mnie, gdy spałem” To jest nieścisłość: “Gdy tylko się położyłem, przyszedł i lekko wysuniętymi pazurami, jak to ma od lat w zwyczaju, “poprosił” w wpuszczenie go pod kołdrę. Umościł się, rozmruczał, po czym nawet zasnął – ale kwadrans później wyczuł obecnośc Canona, czyli jednego z rudzielców.”
To jest jedna z lepszych historii z udziłam Gizmo Gdy już mleczko zagotowane, a kaszka gotowa
Gizmo w Krainie Wiecznych Łowów…
Przyjaźń – zostaje
Brakuje mi słów
Ściskam Cię serdecznie
To boli. Bardzo. Konfrontacja z nieodwołalnym.
http://lchlip.salon24.pl/522122,popelnilem-eutanazje